Kilo wody pod stopą

GPS nie zwalnia od myślenia, czyli rozgryźć astronawigację

  • 21.11.2012 1503

Zapewne zgodzisz się ze mną, że w dzisiejszej nawigacji, szczególnie tej dla żeglarzy, bez GPSa jak bez ręki i w zasadzie jest to jedyne urządzenie do określania pozycji, jakiego większość z nas używa. Po co więc żeglarzowi kurs astronawigacji? Czy ta starożytna sztuka kiedykolwiek się przyda? Według mnie, jeżeli podchodzisz do prowadzenia nawigacji świadomie, to nawet jeżeli rejsy oceaniczne są dopiero w Twoich planach, warto utopić parę gwiazd i pomęczyć się nad obliczeniami.

Pierwszą rzeczą, którą musisz wiedzieć jest to, że obliczenia astronawigacyjne są kosmicznie proste. Choć kroków, które musisz wykonać jest kilka i na początku wymagają skupienia to jednak zrozumienie przychodzi szybko, ale pod kilkoma warunkami:

  • wiesz (prawie) wszystko o nawigacji zliczeniowej,
  • masz odrobinę wyobraźni geograficznej – szczególnie tej dotyczącej długości i szerokości geograficznej i  związku tej pierwszej z czasem.

Problemem jest natomiast uchwycenie i sprowadzenie do horyzontu, wybranej gwiazdy – szczególnie na pokładzie małego jachtu z którym fale kiwają w każdą stronę… Istotna jest także jakość samego obserwatora – ponieważ najmniejszy błąd w odczycie spowoduje znaczny błąd w pozycji.

Potem jest coś, co Michał określił jako: wypełnianie PITa, za pomocą trygonometrii sferycznej, na rozchwianym jachcie. Oczywiście dla ćwiczenia spisujesz wszystkie poprawki na kartce (o wyglądzie PITa) – później pominiesz ten krok i wrzucisz wszystko do kalkulatora astronawigacyjnego.

Dla mnie najważniejszy był dawny sposób myślenia o nawigacji – przemyślany ciąg, konkretnych działań,  który ma doprowadzić do szczęśliwego cumowania w porcie – wszystko nadbudowane na zliczeniówce. Podczas kursu astronawigacji wykreślisz tyle poprawek pozycji, że palce będą Cię boleć. Z samej istoty poruszanych zagadnień wynika też to, że wzrośnie Twoja świadomość jako użytkownika mapy i przyrządów nawigacyjnych. A to jest nie do przecenienia.

Oczywiście w większości przypadków na jachcie nie będziesz mieć sekstantu (jest kilka książek traktujących o tym, że można sobie w praktyce oceanicznej poradzić inaczej i  z dobrym skutkiem). Poza tym wybierając się przez ocean pewnie zabierzesz ze sobą zapasowy odbiornik GPS i zamiast liczyć poprawki po prostu naniesiesz pozycję z innego urządzenia. Jednak astronawigacja daje Ci pewną nieuchwytną wiedzę, obycie z konstrukcją map i procedurą uzyskiwania pozycji, której nie daje żadna inna metoda, dlatego bardzo Ci ją polecam.

Dla mnie ważne jest tez to, że w dobie przycisków i elektrycznych pomocy nawigacyjnych wszystko jest łatwe proste i przyjemne ale niestety czasami prowadzi do niełatwych i nieprzyjemnych skutków. Dlatego warto być świadomym użytkownikiem i poczuć respekt dla tej starożytnej metody, uświęconej pomyślunkiem setek tysięcy nawigatorów przed Tobą i tym dogłębniej zrozumieć zagadnienia nawigacyjne.

Ja miałem przyjemność uczestniczyć w kursie organizowanym przez Ośrodek Szkolenia Żeglarskiego Akademii Morskiej, a ponieważ wykładowcą był Artur Król – komendant Daru Młodzieży mogliśmy zobaczyć kilka ciekawych patentów (między innymi jeden prosto do Kriegsmarine). Ze względu na tempo kursu dobrze jest mieć przynajmniej podstawową wiedzę o astronawigacji. Po sieci krąży taki pdf Janusza Zbierajewskiego: http://www.akz.lodz.pl/dok/astro-by-zbierajewski.pdf  powinien wystarczyć na początek.