Zaczniemy od tego, że będąc na Karaibach trudno nie potknąć się o echa Tych Wielkich Admirałów i ery wielkich żagli. Wychodząc z Le Marin podziwialiśmy HMS Diamond Rock w zachodzącym słońcu. Potem na każdej wyspie dowiadywaliśmy się o wojnach, bitwach i potyczkach, w których nieodmiennie zwyciężali Brytyjczycy – ponieważ jeździ się głównie po lewej stronie (z wyjątkiem terytoriów zamorskich Francji).
Po przeprawie z Francuskimi celnikami (chyba czytali mój wpis o HMS Diamond Rock i stąd próba uszkodzenia mojego aparatu) zmęczeni lotem i ścianą upału, która nas czekała po wyjściu z lotniska sączymy piwko w barze i decydujemy, że zjedziemy ile się da na południe i potem zobaczymy – albo powrót na północ albo skok na Barbados (choć wątpliwości dotyczyły długiego rejsu tam i z powrotem, a urlopu nie przybywa i wyspy ciekawe pod bokiem)…
Wychodzimy po południu i po krótkiej kąpieli w Sainte Anne ruszamy na Grenadę…
Dalszą część historii zobaczysz na zdjęciach poniżej, a potem będzie jeszcze o rumie i o Admirale przez duże A.
Skoro już wiesz jak wygląda proces produkcji rumu to poniżej trzy podstawowe cechy tego destylatu:
Jeżeli chodzi o opisany przeze mnie w „Pij po morzach i oceanach” proces testowania rumu możemy podzielić rumy według zawartości alkoholu:
Inny podział dotyczy tego jak rum jest produkowany, mieszany i czy dojrzewa. Nasz rum był prosto z podziemnej rzeki (zobacz fotki) wiec nigdzie nie dojrzewał. Był klarowny, przejrzysty czyli coś, co nazywa się rumem srebrnym lub lekkim. Osobiście mam jeszcze ochotę na rum leżakowany 7 lat w dębowych beczkach (premium). Podobno klasa podobna do koniaku – sprawdzę w Święta i Ci powiem…
My oczywiście zakupiliśmy kilka butelek rumu Rivers nieco overproof (65%+). Mieliśmy także okazję spróbować rumu o zawartości alkoholu grubo powyżej 80%, jednak nie zdecydowaliśmy się na zakup ponieważ zajzajer ten dało się pić bardzo ostrożnie i tylko jeżeli nie zwracało się uwagi na ostry zapach bimbru i trzciny cukrowej. Choć szczerze żałuję, że nie przywiozłem z jednej butelki takiego specyfiku – starczyło by na kilka butelek słabszych alkoholi.
No ale skoro mówimy o ostrożnym piciu, to jest takie wyrażenie „tapping the Admiral” i co więcej jest ono związane z rumem i pewnym znanym Admirałem przez duże „A”.
Tapping the Admiral to nic innego jak odszpuntowanie Admirała… Legenda głosi, że po śmierci Nelsona jego ciało włożono do beczki z rumem, żeby w ten sposób zabalsamować zwłoki go czasu pogrzebu. Oczywiście marynarze, uczyniliby wszystko, żeby dobrać się do alkoholu – odszpuntowali więc (to tap oznacza odszpuntowanie lub napoczynanie beczki) Admiralską beczkę, a następnie ją opróżnili. Ostrzejsza wersja tej legendy głosi, że pijąc rum, marynarze wypili także krew Nelsona, która miała się wydostawać do alkoholu z licznych ran Admirała – można więc przyjąć, że odszpuntowując beczkę, odszpuntowali także Admirała. Stąd narodziła się slangowa nazwa rumu – krew Nelsona.
Jak podaje Michael Quinion [1] legenda ta jest stosunkowo stara i opiera się na dobrym zrozumieniu ludzkiej natury i istnieją jej liczne wersje. Najstarsza ma ponad 600 lat. Tak czy owak warto wychylić szklaneczkę czegoś dobrego za Pierwszego Lorda Admiralicji, Pierwszego Wicehrabiego Nelsona, Księcia Bronté.
Dla tych, którzy wzdrygają się na myśl o mocnym alkoholu przytaczam jachtowy przepis na najpopularniejszy grog czyli mojito:
[1] World Wide Words: Tapping the Admiral: http://www.worldwidewords.org/qa/qa-tap1.htm