Kilo wody pod stopą

Rejs szkoleniowy? A co to za zwierzę?

  • 19.02.2019 2102

Codziennie obserwuje kilkanaście ofert rejsów szkoleniowych i nie do końca mam pewność czy „branża” tak samo je definiuje. Nie mówię o tych wspaniałych maszynach czasoprzestrzennych, które w tydzień pozwolą Ci zrobić 101h na dowolnym statku niezależnie od akwenu i warunków. „Papiery” wszakże trzeba robić… No więc nie – nie trzeba…

Ja miałem to szczęście, że podczas mojego szkolenia i zdobywania kolejnych stopni trafiłem na bardzo mądrych ludzi. Dziś każdy Ci powie oczywiście, że nie ma znaczenia papier tylko ile pływasz, po czym zaoferuje Ci tygodniowy kurs od zera do bohatera. Ile się na nim nauczysz nie wiem ale to jest pochodna liczby godzin, liczby instruktorów i liczby kursantów…

Czym dla mnie jest rejs szkoleniowy? Przede wszystkim okazją do przekazania Ci praktycznych uwag, co do tych drobiazgów, na które nie było czasu podczas regularnego szkolenia „na patent”. To oznacza, że oprócz pływania, mamy do zrealizowania pewien program, który oczywiście zależy od akwenu i statku ale także od tego na jaki stopień się akurat szkolisz, bądź odbywasz staż. To oznacza, że Ty chcesz się uczyć, a ja chcę Cię uczyć. A więc mamy pewną strukturę. Turystyka schodzi zdecydowanie na plan dalszy. Co nie oznacza, że jej w ogóle nie ma. Przecież nie możesz się ciągle uczyć – kiedyś też trzeba odetchnąć.

Stąd pewnie tak zwane „dwu-członowce”: szkoleniowo-stażowy, szkoleniowo-turystyczny, szkoleniowo-imprezowy (to nie ja, to jedna z ofert). Albo jeszcze lepszy – rejs szkoleniowy dla singli… no ja wszystko rozumiem, ale szkolimy sie z żeglarstwa, czy z uwodzenia? Z jednej strony robimy wszystko żeby nie straszyć klienta. Ale z drugiej strony jeżeli chcesz się czegoś nauczyć – to właśnie rejs SZKOLENIOWY jest dla Ciebie – żaden inny.

Jeżeli rejs jest szkoleniowy to przede wszystkim muszę wiedzieć jak doświadczoną mam załogę i to oczywiście prowadząc rejsy wiemy zawsze ale do listy papierów posiadanych przez oficerów i załogę dochodzi analiza potrzeb szkoleniowych. I to zarówno ta robiona przed rejsem (tak ja staram się zorganizować przynajmniej jedno spotkanie przed rejsowe, a jeżeli to jest niemożliwe to dopytać załogę czego potrzebuje) jak i ta robiona w trakcie rejsu kiedy wychodzą moje ulubione kwiatki – jak na przykład nieznajomość podstawowych węzłów żeglarskich. Wydaje mi się, że jeżeli rezerwujesz miejsce na rejsie szkoleniowym to albo akceptujesz ofertę tematów, które będą realizowane, albo nie zawahasz się ani przez moment przed obszernym przedstawieniem swoich potrzeb i oczekiwań. W ten sposób tworzymy program rejsu, który będziemy systematycznie realizować. Wydaje mi się, że najsensowniejsze jest wygospodarowanie czasu na konkretny wykład, a potem realizowanie ćwiczeń podczas wacht nawigacyjnych. Oczywiście w porcie czasu jest jak na lekarstwo no ale tu musimy sobie powiedzieć, że w rejsie szkoleniowym, turystyka schodzi na plan dalszy. Nie waham się też wpisywać zrealizowanych tematów do opinii – bo po to ten dokument jest.

Jeżeli rejs jest szkoleniowy to znaczy, że jest realizowany przez wykwalifikowanego instruktora. A to ma oznaczać najwyższy możliwy poziom wiedzy ale też doświadczenie w jej przekazywaniu. Czyli między innymi dostosowanie intensywności szkolenia do możliwości załogi – nikt przecież nie będzie dokształcał ledwo żywych załogantów powalonych chorobą morską…

Magiczne 100h… Ktoś kiedyś wpisał w rozporządzenie i jest. Oferty coraz bardziej interesujące. 101h w tydzień – co oznacza, że przejmując łódkę w sobotę o 1200 i szkoląc się do późnych godzin wieczornych damy radę wyjść w niedzielę – no załóżmy o 0600 – to do kolejnej soboty o 1200 mamy aż 150 godzin. Można pływać. Pewnie warto wejść do jednego portu i trochę odpocząć wtedy zostanie nam pewnie jakieś 126 godzin. Można pływać… Tylko nie nazywajmy tego rejsem szkoleniowym a stażowym. I zauważcie, że czasu na sen nie policzyliśmy – no bo to przecież podczas czasu wolnego od wacht… Czasu na sprzątanie i zdanie jachtu też nie policzyliśmy. A jak czarter zażąda powrotu w piątek do 15 bo nurek (częsta praktyka, a jeszcze częstsza impreza „za cudowne ocalenie”) to zostaje nam tylko 105 godzin nieprzerwanego pływania. A jak przyjdzie sztorm? A jak cokolwiek pójdzie nie tak? Ja dlatego wolę system brytyjski czyli mile… Bo mamy pływać efektywnie, a to wymaga wiedzy i umiejętności.

Jeszcze bardziej magiczne jest 100h na wodach pływowych z zawinięciem do co najmniej dwóch portów o skoku pływu przewidzianym rozporządzeniem. Idea jest taka, że masz się nauczyć, że poziom wody nie jest stały w ciągu doby i jak pływać na prądach pływowych i nie tylko w nic nie walnąć ale jeszcze dopłynąć gdzie chcesz. A do tego jak pokonywać tak zwane bramki pływowe, w które jak nie wejdziesz o odpowiedniej porze – to … nie wyjdziesz.

Staż pływowy na Wyspach Kanaryjskich oczywiście prawnie się liczy ale spróbuj się z przyrodą prawować zobaczymy co będzie. Ja zapraszam na Solent gdzie zaliczysz po jednym porcie pływowym na śniadanie, obiad i kolację, a potem skoczymy przez Kanał Angielski do portów osuchowych… Ciekawe dlaczego tak rzadko widuję tam polskie łódki czy polskie załogi? Według mnie odpowiedź jest prosta 100h na pływach robimy na linii Londyn – Amsterdam lub z powrotem. Wysiedzisz godziny. Nie dowiesz się nic o prądach pływowych poza tym, że Tamiza czasem płynie w górę rzeki. A wysokość pływu sprawdzimy w apce…

Jeżeli szukasz 100h na pływach to popłyń na 14 dni. Daj sobie czas i wymagaj od instruktora, żeby Cię przeszkolił w tym jak pływy działają. Zrozum jak działa przyroda w tej części świata, w której pływasz.

Staż na jachcie powyżej 20m ponad 100 godzin na żaglowcu
Ach te żaglowce…

Jeszcze bardziej magiczne 100h na jachcie powyżej 20m. Dla mnie to jest wspaniała okazja, żeby nauczyć Cię procedur, żeby pokazać różnice pomiędzy omegą a statkiem o masie 200 ton. I najważniejsze, żeby pokazać, że nie robimy rzeczy dogmatycznie tylko dostosowujemy się do procedur statkowych i okoliczności. To podczas takiego rejsu będziesz prawidłowo prowadzić dziennik jachtowy, pracować na mapie i przejdziesz przynajmniej 2 ćwiczebne alarmy (być może to mało i w mojej ocenie powinno mieć miejsce w każdym rejsie ale co ja wiem). Ale jeżeli już mówimy o alarmach to czyż to nie jest wspaniała okazja do dalszej eksploracji technik przeciwpożarowych, ratowniczych – jest mnóstwo tematów, o których być może nikt Ci nie miał okazji powiedzieć. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest zarządzanie – bo przecież 100h robią kandydaci na Kapitana Jachtowego. To pozwólcie sobie powiedzieć drodzy kandydaci na KJ, że to jest dokładnie ostatni moment kiedy możecie złapać kawałek mądrego stażu. I to zarządzanie załogą, to wcale nie jest trywialna sprawa, może trzeba popłynąć na 253 godziny na jachcie powyżej 20m i sprawdzić jakie techniki stosują różni kapitanowie? Ale to zostawiam waszej rozwadze. Można 100h się opalać…

Dla mnie rejs szkoleniowy ma trzy najważniejsze cechy: po pierwsze przeanalizowano Twoje potrzeby szkoleniowe, po drugie mamy program szkolenia i go konsekwentnie realizujemy, po trzecie nie pływamy na godziny, tylko na doświadczenie, a tego w tydzień, w ostrym pędzie nikt Ci nie da. Daj sobie czas na przyswojenie i przećwiczenie wiedzy, którą otrzymasz podczas szkolenia. Dlatego w tym roku zapraszam was na co najmniej 14 dniowe rejsy Gedanią. Bo tam będziemy mieli szansę nie tylko wypływać ponad 100h (i to dobrze ponad 100) ale jeszcze na spokojnie omówimy sobie te wszystkie tematy, o których być może nikt Wam nie powiedział. Tak na koniec dnia to przecież chodzi o to by być najlepszym żeglarzem jakim w danej chwili możemy być i chyba warto w to inwestować…

To są oczywiście moje robocze notatki znad kawy… Jeżeli masz ciekawy pomysł podziel się w komentarzu…